Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To do nas nie należy — odparł jej zimno nadzorca, my mamy tylko obowiązek trzymać jak nam każą i puszczać jak każą. Czy masz pani jakie kosztowności przy sobie?
— Mam szkatułkę, ale ona jest moją własnością.
— Nikt jej pani nie zabierze — przechowamy tylko. Zechciej pani przeliczyć pieniądze i kosztowności.
Hrabina otworzyła szkatułkę i zbladła jak ściana. Pośród klejnotów ujrzała akt ślubny Wiktora, który zapomniała spalić. Pochwyciła szybko papier, pragnąc go ukryć.
— Pani nie wolno mieć żadnych papierów przy sobie — to należy do sądu — rzekł nadzorca i przemocą wyjął jej papier z ręki.
— Zginęłam! — szepnęła Sabina.
Przeprowadzono ją do więzienia. Gdy szła przez dziedziniec, z jednego z okratowanych okien wychyliła się znajoma głowa kudłata:
— Katarzyna! a, ty tutaj? witam, witam, prosimy do kompanji.
Był to Wiktor, którego przychwycono przy zmianie papierów skradzionych u księdza Modesta. Papiery były te same, których sąd poszukiwał jako należących do massy po Sewerynie Liwodzie. Wiktor nie mógł się wytłumaczyć w jaki sposób przyszedł do ich posiadania.