Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

które szalały za mną, będzie chciała płakać nad kochankiem bez nosa?
— Ha! głupie życie!
Z szaloną gwałtownością wydobył korek, przytknął flaszeczkę do ust i wypił znajdujący się w niej płyn niebieskawy. Zesztywniał z przerażenia, oczy stanęły mu kołem, mdlejącą ręką zaczął szukać w koło siebie przedmiotu o który mógłby się oprzeć, i runął z łoskotem na podłogę. Było to właśnie w chwili gdy hrabina wstępowała na schody. Gdy weszła do mieszkania doktora, zastała już trupa tylko z otwartemi oczyma i zaciśniętemi pięściami. Na ten widok Sabina zemdlała.
Kiedy odzyskała przytomność i ujrzała się samą z zimnym trupem wśród nocy, zerwała się z przestrachem i poskoczyła ku drzwiom. Wtem jakaś silna ręka wstrzymała ją. Sabina wydała okrzyk przerażenia.
— Kto tu?
— To ja, służący pana doktora, ten, który mścić się będzie za śmierć jego.
— Puść mnie — jam niewinna!
— To się w sądzie pokaże.
Nazajutrz do więzienia kryminalnego przyprowadzono damę salonową, niegdyś hrabinę. Gdy zapisywano ją do księgi aresztantów, usiłowała znowu tłomaczyć się, że jest niewinną.