Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Napadnięty zbladł, ale się nie cofnął — sięgnął ręką po dzwonek i zadzwonił gwałtownie.
Kudłacz opamiętał się.
— Zresztą — mówił ksiądz Modest tym samym spokojnym tonem — jeżeli macie do mnie jakie pretensje, możecie mnie skarżyć — a nachodzić domu nie wolno — dodał z naciskiem — za to kryminał.
W téj chwili zjawił się na progu służący.
— Sprowadź panią hrabinę do powozu — rzekł ksiądz do wchodzącego.
— Nie potrzeba, ja sam panią sprowadzę — zawołał Kudłacz i podał ramię Sabinie. Wzmianka o procesie i kryminale odjęła mu wszelką śmiałość. Miał on różne grzeszki i ciemne sprawy, które przy procesie mogłyby łatwo ujrzeć światło dzienne. Wiedział o nich, a może domyślał się tylko ksiądz Modest — z rozmysłem też użył téj broni aby raz na zawsze pozbyć się uprzykrzonego natręta.
— Szelma ksiądz, mądry i kuty na cztery nogi: tak mu nic nie zrobimy — mówił Kudłacz sprowadzając Sabinę ze schodów. — Ale mam ja inny sposób na niego; obejdzie się bez procesu. Poczekaj, bratku. Dziś przed wieczorem wyjeżdża gdzieś w drogę — furmanka czeka już na dole. Idzie tylko o to, abym w nocy nie potrzebował szukać noclegu,