Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeciwnika, podniósł szybko broń do góry i zawinął nią około twarzy doktora. W jednej chwili twarz krwią się oblała jakby ją kto czerwoną chustą zarzucił. Flawjusz spuścił pałasz, sekundanci zbliżyli się. Ale w tejże chwili, Feliks rozwścieklony otrzymaną raną, rzucił się na oślep na nieprzygotowanego Flawjusza i zadał mu silne cięcie w głowę. Sekundanci wydali okrzyk zgrozy i oburzenia, pochwycili szaleńca i przemocą odciągnęli na bok, a tymczasem lekarz cucił leżącego bez przytomności Flawjusza. Przeniesiono go do chaty pod lasem, zkąd wieczorem przewieziono powoli do miasta.
Właśnie Gustaw wracał do domu po dwudniowem nadaremnem szukaniu księdza Modesta, który wyjechał z Krakowa, co bardziej jeszcze utwierdzało w podejrzeniu, że on był sprawcą wykradzenia Zofji — wracał zrozpaczony, bezradny — gdy jednocześnie wóz z ranionym Flawjuszem zatrzymał się przed domem. Z wozu zsiadł nieznajomy mężczyzna i zapukał do okna — jakaś kobieca postać, która Gustawowi zdawała się bardzo podobną do Zofji, wybiegła na ulicę. Naraz dał się słyszeć krzyk bolesny. Teraz nie mógł już wątpić — to był jej głos..... Z radością, że ją znów widzi — z niepokojem co się jej stało, poskoczył naprzód i przy