Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie lubię długich korowodów. Jutro rano czekam na panów z moim sekundantem przy spalonym moście.
Mówiąc to, skłonił im się zimno, dając do zrozumienia, że rozmowa skończona.
Po odejściu gości Zofja wbiegła niespokojna do pokoju ojca z zapytaniem:
— Kto to był ojcze? Słyszałam nazwisko tego nędznika.
— Znajomi jacyś jego. Chcieli dowiedzieć się odemnie o szczegółach dzisiejszego zajścia.
— I cóż?
— Zaspokoiłem ich ciekawość.
— Nic więcej? — badała, patrząc mu w oczy
— Nic — zakończył Flawjusz, siląc się na obojętność.
Nad wieczorem Flawjusz wyszedł na miasto, wyszukać między dawnemi towarzyszami broni, sekundanta. Powrócił znacznie spokojniejszy i późno w noc przesiedział rozmawiając i pieszcząc się z córką. Zofja czuła się szczęśliwą, nigdy bowiem ojciec nic był dla niej tak serdecznym.
Następnego dnia rano, zeszedłszy się w umówionem miejscu z swoim sekundantem, udali się razem do spalonego mostu. Flawjusz był pełen otuchy, że wróci bez szwanku, nie