Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


VI.
Niema tego złego, coby na dobre nie wyszło.

Młody nasz student, jak widzieliśmy, niezmordowanie śledził obdartego żebraka. Kilka słów podchwyconych przez ścianę, wzbudziły w jego imaginacji śpiące wspomnienia z najdawniejszych romansów i powieści, jakie kiedykolwiek pożyczał od żydów na Szpitalnéj ulicy. Zdawało mu się że jest na tropie Bóg wie jakich zbrodni, a że w tę sieć wplątaną była kobieta, postanowił bądź co bądź odegrać rolę bohatera, który zbrodnię ukarze a cnotę ocali. Dla należytego odegrania téj roli zrezygnował z objadu, z kolacji i z innych tym podobnych przyjemności życia ludzkiego, i w przyzwoitej odległości, szedł jak cień krok w krok za przedmiotem swoich podejrzeń i ciekawości. Gdy przedmiot wsunął się wieczorem do małego domku w zaułkach przy Augustjańskim klasztorze, podmiot, t. j.