Tam w okienko blask kaganka bije,
Tam dogasa lampa staroświecka:
Głodna szwaczka drogą suknię szyje,
Matka płacze nad kołyską dziecka.
W sercu Wiechcia dziwne budzą drżenie
Łzy tych kobiet, to bez ojca dziecię:
„Żeby nie ten „Hajnał”, psie nasienie,
Pewnie lepiej byłoby na świecie!”...
Na facjatach, w domu „Pod murzynem”,
Ma przyjaciół Marcin i stronników,
Tam staruszka wdowa mieszka z synem
I wesołych trzech akademików.
Siedząc w bramie w ranki lub wieczory,
Słyszy Wiecheć śpiewy ich i śmiechy —
To są, panie, dobre lokatory,
Choć gospodarz nie ma z nich pociechy!
Krew, jak siarka, z oczu blask wylata,
Duch żołnierski, choć mleko pod nosem:
„Tożby prali „Hajnała” psubrata,
Co nas bestja stłukł pod Villagosem!”...
Do studentów nieraz w zmierzch, wśród zimy,
Po spadzistych stróż się schodach wdzierał:
„A! pan kapral! Prosimy! prosimy!
Jak to Niemców bijał Bem jenerał?”...