Strona:PL Artur Oppman - Monologi.djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Figluje to to co niemiara,
Wykrzyka, śpiewa i chichota
A kawalerstwu wnijść tu, wara!
Kto zaś do sadła puszcza kota!

Stos na kominie dziarsko płonie,
Bucha zeń jasność krwawo-złota,
Srogie bierwiono po bierwionie
Służebna dziewka w ogień miota.
Gorą z uciechy cudne oczy,
Falują szybciej śnieżne łona,
I gęba nowiu dziwy zoczy
Po oba uszy rozdziawiona.

Jedne kurowi czynią gody,
Złote ma ziarno hojnie sieją,
Insze na misy pełne wody
Wosk leją żółty, cynę leją;
Owe chodakiem izbę mierzą,
Psa dwójka owych mięsem pasie,
A tamte pędem na dwór bieżą,
By zkąd wiatr wieje wiedzieć zasie.

— Posłyszę „chmiela“ oj! posłyszę,
Już w te zapusty czepiec włożę!
— Mnie — widzę — wróżba nie dopisze,
Ja będę rutkę siać, mój Boże!