Strona:PL Artur Oppman - Cztery komedyjki.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Czerw. Kapturek (wbiega).
Już, mamusiu, jestem tu, ułożyłam w bukiet kwiecie: róże, lilje, trochę bzu, mojej babci dam jedynej bukiet ten na imieniny. Chyba będzie jej przyjemnie, będzie z wnuczki swej kontenta.
Matka.
Tak, córeczko... a ode mnie daj ten koszyk (daje koszyk) na dzień święta. Jest w nim wino, placek świeży, upieczona jest kokoszka. Babcia chora, w łóżku leży, niech posili się choć troszka
Czerw. Kapturek.
A ciasteczka?
Matka.
Są i one.
Czerw. Kapturek.
A ja jabłka dwa czerwone dodam babci w skromnym darze.
Matka.
Już dziesiąta na zegarze, idź, córeczko! w drogę czas!
Czerw. Kapturek.
Trochę straszno iść przez las!
Matka.
Nic się nie bój, przecież ciebie widzi zawsze Bóg na niebie. On nad dziećmi trzyma straż! No, daj buzi i śpiesz żwawo, jak na dłoni drogę masz: naprzód prosto, potem w prawo, i już widać babci domek; a nie zrywajże poziomek, bo się spóźnisz!... idź zostrożna, stłuc butelkę łatwo można. Złóż babuni me życzenia i uściskaj ją serdecznie — do widzenia!
Czerw. Kapturek.
Do widzenia!