Strona:PL Artur Oppman - Cztery komedyjki.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Czarownica (za oknem).
Jakże zdrowie, dziatki moje? (wchodzi). Wyśmienicie! widać to! (szczypie w policzek Małgosię). O! policzki jakie są! tłuste, pulchne, idzie ślinka, (do siebie) pyszny kąsek ta dziewczynka! a i chłopiec też niczego! Oj! ty! ty! ty! nic dobrego! nie chciał jeść jegomość nic! (złośliwie): widzisz, chłopcze, jakiś fryc! źle ci było od poranku łykać ciastka bezustanku i owoce, i pierniki, same pyszne smakołyki?!
Jaś.
Ach, żałuję, żem to jadł, lecz mię wkońcu zmusił głód. Gdybym lepiej strasznie schudł! i jak kreda gdybym zbladł!
Czarownica.
Już się stało! ha! ha! ha! będą świetne dania dwa!
Małgosia.
Pani! jeszcze błagam cię mego brata puść i mnie. Pomyśl tylko, jak tam matka płacze strasznie... pusta chatka, już w niej piosnka nie zadźwięczy. Ojciec teraz może klęczy pod obrazem i ze łzami z mamą modli się za nami. Raz bądź dobrą, pani droga! my za ciebie będziem Boga błagać zawsze!
Czarownica.
Dosyć, dosyć! próżno płakać, próżno prosić! ja was muszę, muszę zjeść! (złośliwie) toćto przecie dla was cześć, że was pożre czarownica. Na łopatę kładź się mi! za kwandranse dwa lub trzy będzie pieczeń już gotowa!