Przejdź do zawartości

Strona:PL Artur Oppman - Cztery komedyjki.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Może ześle Bóg anioła, co do siebie nas przywoła i pod skrzydła weźmie swoje, na swych śladach siejąc kwiaty — zaprowadzi nas do chaty!

Małgosia.
Tak, braciszku! dobra rada, Boga wezwać nam potrzeba, on nas przecie nie opuści, z wysokiego patrzy nieba: on łzy nasze widzi wszystkie i westchnienia nasze słyszy.
Jaś.
A więc, siostro... pieśń nabożna niechaj zabrzmi w leśnej ciszy.
(klękają i śpiewają modlitwę).


(Modlitwa).
(Dzieci po modlitwie wstają, księżyc wypływa na niebo; widać wpobliżu domek piernikowy).


Małgosia.
Patrz, braciszku! jakiś domek.
Jaś.
Prawda! chodźmy! chodźmy tam! może przyjmą nas gościnnie i jeść trochę dadzą nam!
{podchodzą oboje do domku).


Małgosia (z przestrachem).
Ach! braciszku, wszak to owy słynny domek piernikowy. Czarownica mieszka tu! wnet pochwyci pewnie nas! ona serce ma jak głaz, uciekajmy ile tchu!
Jaś (przerażony).
Uciekajmy!
Czarownica (wybiega z domku).
O, nie! nie! już za późno schronić się, już wy teraz w mojej mocy! dam wam spokój dzisiaj