Strona:PL Artur Conan-Doyle - Srebrne zwierciadło.djvu/02

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bądź co bądź istnieją dramaty w życiu rachmistrza! Gdy siedzę śród ciszy nocnej nad księgami, wertując koluma za kolumną liczby, które mają wykazać, że szanowany powszechnie członek rady miejskiej to zwykły oszust, odczuwam, iż buchalterya nie jest znów fachem tak bardzo prozaicznym.
W poniedziałek natrafiłem na pierwsze ślady sprzeniewierzeń i doprawdy, żaden myśliwy nie drgnął tak na widok tropu pożądanego, jak ja w chwili owej. Lecz spojrzawszy na dwadzieścia grubych tomów ochłodłem odrazu, pomyślałem bowiem, przez jaką to gęstwinę przedrzeć się jeszcze muszę, zanim położę trupem zwierzynę moją.
Ciężka praca, ale też sport nie lada. Widziałem raz tego grubego jegomościa podczas obiadu w ratuszu. Twarz jego czerwona połyskiwała nad serwetą białą. Spojrzał na mnie, drobnego, bladego człowieka u szarego końca stołu. I on pobladłby, gdyby dowiedział się, jaką mi pracę powierzono.
Dnia 6 stycznia. Co to za głupstwo ze strony lekarza przepisywać komu spokój, gdy o spokoju nie może być mowy. Osły! Mogliby również dobrze wołać na człowieka, gonionego przez stado wilków, że potrzebuje koniecznie odpoczynku absolutnego.
Moje liczby muszą być gotowe w pewnym terminie. Jeżeli zaś nie będą gotowe, to stracą