Strona:PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tu źle… oj dana, oj dana! Tak te djabły zawołały starszego i powiadają tak i tak.
Starszy pomyślał, brodę se żelaznemi pazurami czesał, het myślał, a wreszcie powiada:
— Ha no, kiedy tak, niech idzie do drwalni do posługi; to jakiś morowy chłop, w takim oleju gorącym inny jużby był kruchy jak szynka, a temu nic.
Ale trzebaby tę babę zobaczyć i coś się od niej dowiedzieć, bo to musi być morowa baba i możeby można zaprowadzić jakie reformy, nuż się jeden, drugi taki trafi, no i będzie kompromitacja. Panowie! powiada: trzeba być postępowymi a nie zaśmierdziałymi konserwatystami — który z panów pójdzie zbadać system tej baby?
Dużo było ochotników, stali wszyscy i trzymali ręce w tem miejscu, gdzie jest szew od spodni (tylko im spodni brakło) i patrzyli na starszego jak sroka w kość.
Tak on powiada:
— No dobrze dzieci — pójdzie do baby na zwiady — najsprytniejszy jest ten Szałamajtys — niech on hyba.
Szałamajtys tylko fiknął kozła przez łeb i już go nie ma, już na podwórzu u baby, przebrany za parobka — Krótko i węzłowato zgodził się do baby na służbę.
Z początku nic. Baba piękna i grzeczna a słodka jak piernik toruński, Tak dogadzała temu djabłu, że aż ha!
Tak on sobie myśli: co tamten dureń sobie myślał, toż to baba jak miód. Aże się djabłu okrutnie