Strona:PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bój się Boga krecie! przecież masz dosyć miejsca na polu, dlaczego koniecznie masz kopać akurat tutaj?
— Bo mi się tak podobało!
— No ale zastanów się, przecież moje skowronczęta przepadną, jak mi zburzysz gniazdko?
— A cóż mnie to obchodzi!
— A żeby ci tak kto twoje dzieci pozabijał?
— Oho! moje dzieci, głęboko w ziemi schowane, nie tak jak twoje na wierzchu.
— Co tam długo gadać, nie mam czasu — i jeśli jutro nie wyniesiesz się z tego miejsca, to ci wszystko porujnuję i dzieci wyrzucę — powiedziałem.
Zaczął potem grzebać prędko wielkiemi łapami i wkrótce schował się głęboko w ziemię i gadajże z nim teraz!
Więc skowronek ze skowronczycą zasmucili się bardzo, zaczęli radzić co począć i tak uradzili, że trzeba poszukać pomocy.
Wzbił się więc skowronek wysoko i dzwoniąc swoją piosneczkę na smutną nutę, patrzał z góry czy nie zobaczy kogo, coby pomógł.
Zobaczył leżącego wilka w krzakach, Spuścił się więc z pod niebios, na ziemię i stanął koło wilkowego ucha i powiada:
— Wilczku! możebyć mnie w nieszczęściu zratował?
Wilk był rozespany z głodu, więc trząchnął uchem i mruczy:
— Ki ta dyabeł mnie budzi?
— To ja skowronek.