Na wzgórzu stałem... łąki, zbożne łany,
Chałupy nizkie, — stawy, strugi, rzeki...
Jezior źrenice, szumne borów ściany... —
Obszar rozległy, hej, obszar daleki...
A wszędzie, wszędzie, kędy dojrzeć można,
Upiorna, krwaw wizya nad polami —
Krzyżem się chwieje, jak mara przydrożna,
Przestrachem mrozi i dziwnością mami.
I wszędzie ramion okrwawionych dwoje,
I wszędzie skronie omdlałe bezwładnie,
I stóp przebitych rubinowe zdroje,
I ostrza włóczni kąsające zdradnie...
Na wzgórzu stałem... znękane ramiona
Prężyłem darmo, walczyłem bezpłodnie,
A serce czuło, że stygnie, że kona,
Że żegna ziemię, oprawców i zbrodnie.
Więc duch mój upadł w rozpaczy otchłanie
pojął straszną wysiłków daremność,
I nocnych ptaków złowieszcze krakanie,
I horyzontów beznadziejną ciemność.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/1/1b/PL_Antologia_wsp%C3%B3%C5%82czesnych_poet%C3%B3w_polskich_%281908%29_p0116.png/40px-PL_Antologia_wsp%C3%B3%C5%82czesnych_poet%C3%B3w_polskich_%281908%29_p0116.png)