Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nad moją głową sklepienie z błękitu,
A u stóp huczą mórz groźna głębiny.
Tam, gdzie granice zachodu i świtu
Niebo i ziemię łączy rąbek siny.
To Twoje dzieło o Stwórco! wierzymy,
Od gwiazdki w górze, aż do morskich wód dna;
Ziemio! — ach po co ubierać cię w rymy,
Kiedy i ty sama przez się taka cudna!

Żebraczka z dzieckiem stanąła u proga
I po jałmużnę sięga chudą ręką.
Biegną me dziatki: »tatku, mamo droga!
Kobieta biedna z dzieciną maleńką!
My jej cieniutką koszulkę włożymy,
Maleństwo takie obdarte i brudne!«
Serduszko! — po co ubierać cię w rymy,
Kiedy ty samo przez się takie cudne!

Gdy luba włoży pod główkę rączęta
I gdy ją do snu w puch otuli łoże.
Odsłoni marmur koszulka wycięta:
Piękniejszą nawet Wenus być nie może!
Choćbym miał wielki talent Deotymy,
Opisać wszystko zadanie za trudne...
Wszystko? — ach po co ubierać to w rymy
Co samo przez się już takie jest cudne!

Ach i ta chwilka rozkoszna, namiętna.
Gdy się me usta w jej usteczka wpiły,