Przejdź do zawartości

Strona:PL Antologia poetów obcych.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III.

Pomnisz, bywało, gdy zorza wschodzi,
Szliśmy do lasu krzepcy i młodzi;
Dusza radosna trosk nie pamięta,
Krążym tu, owdzie, istne ptaszęta:
Rzewna piosenka z duszy nam płynie,
Odgłos jej rosą brzmi po dolinie.

Śpiewają z nami trawki i drzewa,
Ziemia i niebo pieśń z nami śpiewa,
Huczą potoki, grają nam zdroje,
Wtórzą nam chórem skrzydlate roje;
Kwiaty i zioła i ptacy leśni:
Wszystko przygwarza w takt naszej pieśni.

Słodkoż to było śnić tam na jawie,
Śnić o miłości, marzyć o sławie;
Uczcić pamięcią te święte ściany,
Gdzie tęskni ojciec mój ukochany;
Gdzie niespokojnie drzy pieśń matczyna,
Kędy czekają powrotu syna!

Słodkoż to było pomarzyć we śnie
O tych dziewojach, co nam tak wcześnie
Pasmo żywota oplotły czarem!
Czemuż dziś zgięty pod trosk nadmiarem,