Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Że po rosie, w nocnej ciszy
Słychać było na mil dwie.
Trąbienie chlubą Cześnika,
Bo nikt pewnie tak nie trąbił,
Nikt tej siły nie miał tchu.
Przyłożył trąbkę do wargi,
Żyły zbiegły mu na czole,
Oko białe zaszło krwią...
I wyciągnął taką nutę,
Że na drzewach trząsł się liść.
Wyciągnął cienko a długo
I powtórzył po raz drugi,
Potem odbił krótkim tchem;
I znowu ciągnął, odbijał,
Króciej, dłużej, drząco, groźno,
Pieśń myśliwską duszą grał,
A na finał cienkie tony
W jeden grzmiący zamknął bas.
Gdy umilkł, trąby zagrały
Wszystkie wspólnie w całym szyku
I ruszono z miejsca wraz.
Drapieżny gwiznął na strzałkę,
Ulubioną swą charciczkę,
Konia skręcił w bliską ścierń,
Chciał zające szczwać po drodze,
A ku temu Strzałka dość.
Bo Strzałka gładka, myszata
Z angielskiego była miotu,
Zawsze wszędzie miała prym;
Bo Strzałka gładka, myszata
Pojedynczo brała zwierza,
Czy to zając czy to lis;