Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Natenczas oklaskami Doktor rozogniony
Uderzył nagle w lutni zardzewiałe strony,
Śpiewał błędy ojczyzny, narodowe wady,
Szlachty jarzmo żelazne, możnowładców zdrady;
Śpiewał rycerskiéj Polski zasłużone klęski
A teraz terroryzmu argument zwycięski
I znowu nagle z ody wracając do prozy,
Wyrzucił taką bombę przekleństwa i grozy,
Że twórców i obrońców narodowéj chwały
W odwiecznych swych mogiłach popioły zadrżały.
Doktor skończył swój odczyt... i wystąpił z koła,
A gawiedź przyklaskuje, gawiedź za nim woła:
To dusza nowéj Polski! Gwiazda promienista,
To radykał niezgięty, anticentralista!
Ten albo oswobodzi młody świat i siebie
Albo we krwi i gruzach ojczyznę zagrzebie!
Hola! hola, Doktorze! szczerze czy fałszywie
Mętny ferment od spodu rozlałeś po niwie,
Zdobyłeś popularność; wszystko figi, migi,
Na wiedeńskich bezdrożach właściwe wyścigi;
Wiedeń to targowisko urzędów, honorów,
Gniazdo ideologów, ojczyzna Doktorów,
Co czterdziestego szóstego, w wiekopomnéj chwili,
Mordy ofiar niewinnych potrzebą zrobili.
Niemcom wolno niemiecką Lotaryngią wcielić,
A zbrodnią było Polski polską nędzę dzielić;
Wiedeń dziś magnesowéj pozbawion iglicy
Podnosi o północy latarnią bez świecy
A ludy słysząc tylko germańskie bełkoty,
Nie mogą nic zobaczyć, prócz nocnéj ciemnoty.
Im więc krnąbrniejszy stepów wychowaniec dziki,
Tem w dworskiéj ujeżdżalni cenniejsze wybryki;