Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wet, hojność losu, stara się pomnażać ją zawsze: trudno otoczyć jego dążność pierścieniem granicznym, pierścieniem z napisem: Póty nie daléj. Żona mówi: Jak jestem szczęśliwa! — mąż: Jak jestem szczęśliwy, żeby jeszcze...... i to jeszcze coraz większe rozkłada konary, z tych gałęzie, a z gałęzi gałązki w nieskończoną roją się gęstwinę.
Z takich to przyczyn szczęśliwy Astolf, nazajutrz po dobréj przedaży całorocznéj wódki, chodził dużym krokiem wzdłuż i szerz pokoju i gęściejsze niż zwykle puszczał bałwany tytuniowego dymu, kilka razy dmuchnął aż iskry na pół łokcia w górę podleciały, i kilka razy, leżącą na stole pieczątką przycisnął wzniesiony popiół w stambułce, nareszcie zaczął rozmowę sam z sobą. — Sam z sobą? Czy szalony? — Bardzo przepraszam, nie szalony wcale. Przeciwnie, jest rzeczą nie do zaprzeczenia, że wszystkie wielkie pomysły, wszystkie wielkie zamiary, głosem objawiać się zwykły; zwłaszcza w tragedyach, im większy człowiek, tém dłużéj ze sobą rozmawia; któż tego nie wie! któż nie zadrzymał przy tém! — Astolf więc, który nie był jednym z największych, ale i nie z najmniejszych łudzi, mógł bardzo słusznie i roztropnie średniéj długości odprawiać monologi i tak zaczął: „Ożeniłem się! (pauza) Ożeniłem się i jestem żonaty od lat trzech. (Dmuchnął w lulkę i w kącie postawił): Jestem szczęśliwy, bo któżby z takim aniołem dobroci i piękności, jak Amalia, nie był szczęśliwy! — Ale ona? (pauza): Nie jestże jej wielkie szczęście, nieznajomością większego? Nie jestże wieś wsią a miasto miastem? Nie trawiże najpiękniejszych lat swoich w samotnym Topolinie?