Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Każdy całą w gonitwie natęża potęgę,
A wczorajsi pochlebcy, bezwzględni czciciele
Najszaleńszych oskarżeń stają dziś na czele.
Póki który nie złapie, nie chwyci w objęcie,
Póty mnie od czci wiary odsądza zawzięcie.
Wszystkiego złego w świecie ja jestem przyczyną,
Czyliż to, (w ich mniemaniu) ja nie jestem winą,
Jeśli nasza głupota w kółku się obraca,
Jeśli jaki minister koziołka wywraca,
Jeśli gdzie jaki sędzia z prostéj drogi zboczy,
Jeśli Verwaltungsraty zamykają oczy,
Jeśli młodzian chyrleje w przedwczesnéj siwiźnie,
Jeśli skromna niewiasta czasem się pośliźnie,
Nareszcie, że co tylko szlachetnego w duszy
Mój wpływ teroryzuje i bezwzględnie kruszy.
Być może, nie wiem, wiem tylko dokładnie,
Że musi lichwą wracać, co mi z rąk wypadnie
Że wszyscy chcą mnie złapać, ja się złapać nie dam,
I że za żadną cenę méj władzy nie sprzedam.
Kocham ciebie nad wszystko, to jest moją cnotą,
Co się drugich dotycze, wcale nie dbam o to,
Ale z dotknięciem zemną mam łaskotki wszędzie.
Gwarancyi zatém stałéj trzeba mi w tym względzie,
Zaledwie się pozbyłem pobożnych fundacyi,
Mitralieuzy, szaspoty świat szalony płaci.
Daj!... Łapaj! wściekłe hasło! cała mądrość nasza,
Nawet już o jałmużnę pałką się uprasza,
Pędząc wirem lecimy z bezdroża w bezdroże;
Tak daléj koniec końców pozostać nie może.