Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Wirski.

Słuchajno panie Podziemski — masz wielki rozum i czynność nieustającą, ale masz jedną wielką wadę.

Podziemski.

Dobrze, że tylko jedną. A jakaż to wada?

Wirski.

Zawiść przeszłości.

Podziemski.

Nie rozumiem.

Wirski.

Masz znaczny majątek i znaczną wziętość, ale gdybyś wszystkiego miał i w dwójnasób nie uśmierzyłoby to twojéj złości „żeś nie wyrósł tak wysoko, jak sięgało twoje oko.“ Gdybyś mógł, chciałbyś wytruć jak szczury całe pokolenie tych, których ojcowie pamiętają, że im twój ojciec niegdyś co tydzień brodę golił. To twój nagniotek mój panie Podziemski — ale bez słusznego powodu. Raz niema nic krzywdzącego (zwłaszcza, jeżeli dobrze golił), a powtóre, że ani ty, ani twój syn nie będziecie już nigdy w podobném położeniu. Tem pewniej, że teraz moda, całe brody zapuszczać.

Podziemski (ściskając mu rękę.)

Erneście, tych słów nigdy nie zapomnę.

Wirski.

Nie wątpię, nie wątpię.

(Podziemski odchodzi. Johanna śmieje się do rozpuku.)