Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Baron.

Zobaczył moją rękę.

Paolo.

W tym oto ubiorze — piękny... och, och, bardzo piękny, jeszcze tak pięknego nic nie widziałem.

Baron.

Przeklęcie!.. Jak odbiorę będę miał spólnika...
Nie wezmę, jeszcze gorzej... bo z tego wynika
Że albo dla nagrody złoży gdzie w urzędzie,
Albo zechce sprzedawać i schwytany będzie.
W jednym i drugim razie mam śledztwo na karku.

(Czas jakiś patrzą sobie w oczy nic nie mówiąc).
Paolo.

Stłukło mi ramię — bardzo boli — nie będę mógł zarobić — mam dzieci — pięcioro — daj mi Pan co — byłoby wpadło w wodę — ale ja mądry, ja mam rozum, złapałem ale mnie stłukło — mam pięcioro dzieci.

Baron (odbiera rewolwer i daje pieniądze.)

Na, masz, idź precz.

Paolo.

Daj mi więcej — proszę Pana — Pan taki wielki Pan — bogaty — ja mam dzieci — tyle — tycie — maluteczkie.

Baron.

Co?! (pomiarkowawszy się.) Na, masz, ty stłuczony garnku.

(Paolo odchodzi ku drzwiom, pomału, oglądając się i patrząc na pieniądze.)

Czy on wie co tu w środku, muszę jednak wiedzieć.

(Na skinienie jego Paolo wraca.)

Lecz jak te słowa, „czy wiesz?“ na migi powiedzieć?

(Robi różne migi, których Paolo nie rozumie.)

Ani rusz!.. Wiesz co w środku?.. tu?.. w tym papierze?