Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Paolo.

Tak, tak, płynąłem łódką... z góry spada coś ciężkiego i byłoby w wodę wpadło...

Baron (gniewnie.)

Nie powtarzajże łotrze, bo mnie chętka bierze...

(Paolo cofnął się przestraszony a Baron powstrzymuje złość i mówi z uśmiechem.)

Ja ci się pytam co ten.... tu papier osłania...
Czy wiesz? Czy wiesz? Czy ty wiesz? O! znak zapytania.

(Powtarza „czy wiesz“ coraz wyraźniej otwierając gębę coraz więcej nareszcie zrobił znak zapytania palcem w powietrzu.)
Paolo.

Tak, tak, wyrzuciłeś przez okno — ja zobaczyłem rękę w tej oto sukni, bardzo piękna — och, och, bardzo piękna.

Baron (zamierzając się pięścią.)

Ech jak cię trzepnę. (Paolo odskakuje. Baron udaje śmiech, potem bierze za rękę Paola i przyciąga do siebie).
Pójdź tu mój kochany.

(Daje pieniądze i głaszcze go.)

Patrz... to pakiet... o!.. o!.. o!.. wstążeczką związany...
Ale tam, tam, (aż przysiadając) tam... w środku... w brzuchu... co tam skryto?
Czy wiesz? lubko, kochanku, (zawsze głaszcze) brygancie, bandyto.

Paolo.

Mam dzieci sześcioro.

Baron.

Już szóste urodził.