Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Baron.

Monti.

Paroli.

Monti?! Rzecz dziwna!

Baron.

I ja ledwie wierzę,
Ale tak jest w istocie.

Paroli.

A jakież legata?

Baron.

Żadne.

Paroli.

Żadne?

Baron.

Nic zgoła.

Paroli (na stronie.)

Głupiec! pół waryata!

Baron.

A teraz mój interes. Że przez zapis Szmida
Monti dostał majątek, na nic się nie przyda,
Jeśli mu naszej dzielnej pomocy nie damy...
Ach bo Pan nie wiesz, z Montim jak my się kochamy!
W kolebce, szkole, świecie, jak bracia rodzeni...
Nawet mnie raz... podobnoś... wydobył z płomieni.
Poczciwy Monti!.. Tyci, wielkie miał przymioty,
Chłopcem, był wzorem pracy, a młodzieńcem, cnoty.
Jedną wszakże ma wadę, — rozrzutny bez miary,
Strwonił co miał... nie starczą przyjacielskie dary,
Zabrnął w długach lichwiarskich i siedzi jak w smole.

Paroli.

Lichwiarze więc zabiorą.