Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Baron.

A bodaj tego Szmida wszyscy djabli wzięli!

(Chodzi czas długi.)

Monti... trzy... trzy kroć. (nagle stając) Barbi!.. Barbi!.. mam...

Barbi.

Co?

Baron.

Drogę,
Którą nie dość odzyskać, lecz zarobić mogę.
Myśl szczęśliwa, ogromna, jenialne natchnienie!
Barbi, słuchaj — z Montego córką się ożenię,
I a conto posagu, kapitał zatrzymam...
Zięcia nie pozwie przecie.

Barbi.

Myśl Pan...

Baron.

Czasu niemam.

Barbi.

Córka Montego młoda.

Baron.

Tem lepiej.

Barbi.

I ładna.

Baron.

Tem lepiej.

Barbi.

Niebezpieczna.

Baron.

Ech! bezpieczna żadna.