Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Morderski (do siebie).

Marta, nie matką...

Zosia.

Nie, nie, wszystko kłamstwo, zdrada...
Ale słuchaj, list Ojca całą rzecz powiada.

(Morderski jakby uderzony tą wiadomością siada i słucha obojętnie co Zosia czyta.)
Zosia (czytając).

Przymuszony kryć się w Złotogórskich lasach, w chacie leśnego Hryńka Bajduły, straciłem tam moją żonę, moją Maryą, moją wierną towarzyszkę. Powiła córkę i nazajutrz stanęła przed Bogiem modlić się za nami. Ja idąc na wyprawę, z któréj mało kto wraca, powierzam temu leśnemu Hryńkowi dziecię moje, aby je odniósł do pierwszego dworu — pod polską strzechą jest zawsze dość miejsca na kolebkę sieroty. Jeżeli po roku nie wrócę, albo jeżeli wieść mojéj śmierci dojdzie w te strony, proszę nieznajomego opiekuna, aby odwiózł dziecię do Strumiłowéj pod Krzemieńcem. Matka moja podzieli chętnie szczupły swój kawałek chleba ze swoją wnuczką. Dziecku na imię Zofija Marya, na lewéj dłoni ma znamię w kształcie maliny. — Załączam wszystkie papiery dowodzące nasz stan i jéj urodzenie. — Jan Barski.
To podpis mego ojca! mego ojca ręka!
(całuje list)
Z żalu, z żalu i szczęścia serce moje pęka.
(czyta) Ty Zosiu moja, biedne dziecię, jeżeli kiedy czytać będziesz to pismo, weź przez nie błogosławieństwo twoich rodziców: Niech Bóg, Ojciec nas wszystkich, osłania cię nieprzebraną dobrocią swoją. Dnia...