Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nosiłbym głowę wyżéj, niż Panowie sami...
Córki dałbym za Książąt... synów z Księżniczkami
Pożenił... wszystkich sześciu... złoto, srebro wszędzie...

(trąca krzesło)

Oho! — no!.. potém o tém... czasu na to będzie
Ale bilet?.. Ha!.. dobrze... na brzegu położę
Tu gdzie siada zwyczajnie... potém drzwi otworzę,
I krzyknę hop! hop! — ona nie wiedząc co znaczy
To hop hop! wyjdzie, spojrzy i bilet zobaczy.

(Kładzie list na stole, ale zaledwie zwrócił się ku drzwiom, głos za sceną Morderskiego przestrasza go tak, że się kręci po całéj scenie, potém ucieka na prawo)





SCENA III.
Morderski, później Szymon.
Morderski (za sceną).

Jest tam który!.. hej!.. Michał! (wchodząc) Nigdzie żywéj duszy.
Jest tam który! Mille tonnerres!..Żaden się nie ruszy?
Szymon! hej! Szymon!

(Szymon wychodzi powoli i niechętnie postępuje.)

Przecie!.. cóż u kaduka,
I tobie jak na przekór w uszach dziś nie puka?

Szymon.

Jaśnie Pan woła?

Morderski (kładzie swoją czapeczkę na list Narcyza).

Woła. — coż za fizys dłnga?
Cóż to octu łyknąłeś?

Szymon.

Ot, jak stary sługa.