Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dobre stare przysłowia i te miéj na względzie;
Myśl pierwéj o majątku, na miłość czas będzie...
Ale cicho!.. coś słyszę.. tak, turkot powozu...

(ironicznie)

To Jenerał, Pułkownik wraca do obozu.
Ustąpmy z frontu... pierwszy atak niech przeminie.

Paulina.

Może Bóg się zlituje i mój Piotr w nim zginie.





SCENA II.
(Narcyz wyfryzowany, czerwona chustka na szyi i sterczące kołnierzyki.)
Narcyz (sam, wchodzi ogrodowemi drzwiami oglądając się trwożliwie).

Wszystko to bardzo pięknie — kocha mnie tajemnie...
Ale jednak ze strachu serce lata we mnie...

(Dostaje list duży zapieczętowany urzędową pieczęcią.)

Nie wiem, czy tego szczęścia trochę nie za wiele...
Muszę pisać... bo mówić dziś się nie ośmielę...
Skreśliłem jéj ogniście serdeczności moje...
Niech prosi Pułkownika, bo ja go się boję.

(oglądając list)

Bez adresu. (śmieje się) To mądrze! znam ja te wykręty...

(Zagląda w drzwi pierwsze na lewo i wracając mówi:)

Pierwszy pokój otwarty, gabinet zamknięty...

(p. k. m.)

Wiele téż da posagu?... Dwa, trzy, pięć tysięcy?..
Jeżeli prawda, że to jego... da i więcéj.
Hm! Może na nią późniéj Złotogóry spadną...
Ba! Wtenczas miałbym, Panie, pozycyą paradną...
Héj, héj! Żebym ja kiedy został dygnitarzem,
Jakim Podstolnikiem? co? — lub Arcypisarzem.