Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Karol.

Który po ciotuni Miczałkowskiej... nie — chcę powiedzieć...

Leon.

Przez to szkiełko wszystko, co było pospolite, poziome, pokazuje się wzniosłém, szlachetném... co było ckliwe i nudne, staje się zajmującém i dowcipném.

Aniela.

Nie wznawiajcie téż swéj wiecznéj u nas rozmowy o majątkach, posagach, pieniądzach... daléj trzeba będzie uwierzyć, że pod klątwą ten, co niebogaty.

Leon.

Kto niebogaty w pieniądze, może być bogatym w przymioty duszy tak jak moja (do Anieli) szanowna kuzynka.

Matylda.

Och! och! och! Leonie!... popraw się... powiedz coś nowszego.

Aniela.

Wiesz co Leonie, nikt ci nie zaprzeczy wiele rozumu, ale mógłbyś go jeszcze podwoić.

Leon.

Do zamknięcia epigramatu potrzebne zapewne zapytanie, a więc pytam: jakim sposobem?

Aniela.

Tym sposobem, abyś tylko trochę więcéj cenił rozum drugich.