Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Matylda.

Dobry, ale nie do konia — śmieje się! Ja powinnabym śmiać się z jego propozycyi... ale takam zła!.. takam zła!

Aniela.

Słuchajno Matyldo.

Matylda.

Zupełnie o mnie zapomniał... Cóż mam słuchać?

Aniela.

Ponieważ dostrzegłaś i powiadasz, że tak jest niezawodnie, to ja nie będę się zapierać... Wszystko ci powiem... Może dasz mi dobrą radę.

Matylda.

Co ty mała pleciesz?.. Co ja dostrzegłam? Co ja mówię, że jest niezawodnie?

Aniela.

No... o Panu Dolskim...

Matylda.

Ja mówiłam?

Aniela.

Przed chwilą.

Matylda.

O Dolskim?.. nic nie wiem... co?.. jak? gdzie?

Aniela.

Ach, jesteś bez litości... Nie powiedziałażeś: on cię kocha... ty się kochasz.

Matylda.

A! o tém mowa?.. żarty nic więcéj... albo raczéj zniecierpliwiona na Karola powiedziałam coś