Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bez sensu, sama nie wiem dlaczego... Przepraszam cię... ale hola! pójdźno tu... patrz mi się w oczy... do czego, powiédz, wolisz się przyznać?

Aniela (ocierając oczy).

Prawdziwie, to się nie godzi.

Matylda (ściskając ją i pieszcząc).

O, o, łzy!.. Moja Anielko, moja ty luba, droga.. Ja nie chciałam cię zasmucić... ja cię tak kocham. Jakże? powiedz? (ocierając jéj oczy) Tylko nie płacz... powiedz... coś wprawdzie powinna była dawno uczynić. — Cóż? Dolski kocha cię? (Aniela potakując głową.) A ty?.. niby?.. trochę?.. ale słuchajno moje dziecię, pomówmy rozsądnie... (siadając) Opowiedzże mi, jak, co, kiedy?

Aniela.

Ach, kochana Matyldo, nie tak to łatwo, jak ci się zdaje powiedzieć, jak to się zaczęło i kiedy... ja sama nie wiem.

Matylda.

Ale z czego przecie miarkujesz, że cię kocha?

Aniela.

Najpierwéj z oczów.

Matylda.

Mruga, co?

Aniela.

Otóż tego się bałam... żartów... wiecznych z wszystkiego żartów... wolę nic nie mówić.

Matylda.

Przepraszam cię, przepraszam, już nie będę żartować... zatém z jego oczu wyczytałaś miłość.. dobrze... ale cóż dalej?