Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Doręba.

Cofnij się.

Albin.

Tożby było gadania, hałasu!
Czasem tylko wieczorem jednę mam zabawę,
Do Kozakiewiczowej wymknę się na kawę;
Tam sobie w kalabrakę z Rozalką pogramy.

Szczepanek
(który wszedł był i słuchał za krzesłem).

Aż nieraz we łbie boli tyle śmiéchu mamy.
Bo to mówiąc po prawdzie, trutnie nas obsiadły.
A te Panie? fe! śmiecie — a bodaj przepadły.

(Albin się śmieje, Doręba serjo.)
Doręba (do Szczepanka).

Zostaw nas samych.

Szczepanek.

Dobrze. (odchodzi)

Doręba.

Jakto? O kobiecie,
Którą może zaślubisz, ten gbur mówi śmiecie
I ten koncept cię bawi, poufałość cieszy.

Albin.

Jego zdanie jest niczém a prostactwo śmieszy.
Jak gastronomy co się łakociami pasą,
Lubią czasem skosztować kapusty z kiełbasą,
Tak ja, który od chwili jak się bawię w pana,
W kłamstwach, fałszach, pochlebstwach brnę jak po kolana;
Nie dziw, że się rozśmieję gdy mi wpadnie w uszy
Jaki wyraz prostacki, ale prosto z duszy.

Doręba.

Ale cóż cię u djabła, przymusza, nakłania,
Działać wbrew swojej woli i wbrew przekonania?