Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Michał.

Koniec końców, ta zabawka
W takiej zgrai...

Rafał.

Chwilą nocną.

Michał.

Diabła warta całkiem cała,
A to z łaski Pana brata.

Rafał.

Tylko na mnie nie kładź winy.
Ja wyszedłem ze sąsiadem
Do mojego adwokata —
Miałem wrócić w pół godziny,
I czekano mnie z obiadem...
Toż tam było! O mój Boże!

Michał.

Ja wyszedłem kupić lożę
Na wczorajszą jakąś Normę —
Oto bilet jeszcze noszę —
Wtém was licho ku mnie wiedzie —
Chodź z nami, chodź — ja się proszę —
Nie — chodź i chodź — gdzie? — na śledzie —
Śledzia lubię, pójść musiałem —
Otóż sobie śledzia dałem!

Rafał.

Coś jak przez sen mi się zdaje,
Że ja wczoraj grałem w karty —
Nie pamiętasz, Panie bracie?

Michał (Rafał dostaje pulares).

Nie pamiętam.