Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Rafał (przewracając pulares, potém kieszenie)

Otóż macie!

Leon.

Czy tam czego nie dostaje?

Rafał.

Tam do kata, to nie żarty!
Trzysta reńskich siostra właśnie
Na sprawunki mi przysłała —
Niechże jasny piorun trzaśnie
Te sprawunki parafianskie!
A to plaga oczywista.

Leon.

Jutro zwalczysz los uparty,
Wygrasz.

Rafał.

Ściskam nóżki pańskie,
Póki życia nie gram w karty.
Trzysta, Panie bracie, trzysta!

Michał (wychodząc z zamyślenia).

Żebym choć mógł wspomnieć sobie,
Co robiłem tu w tej dobie —
Nie pamiętasz, Panie bracie?

Rafał.

Nie pamiętam.

Leon (śmiejąc się).

Otóż macie!

Michał.

Ależ niema śmiać się z czego —
Byłby gruby żart za katy,
Człowiek przecie jest żonaty.