Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziedziniec — prowadzą mnie między końmi jak ostatniego urwisza.

Ludmir.

Ale żebyś wiedział, jak mnie dokuczyłeś!

Wiktor.

Niech się przynajmniej tém pocieszę.

Ludmir.

Znalazłem matkę.

Szambelanowa.

A ja syna.

Janusz.

Tam do kata!

Szambelan.

I będzie można z nią robić co chcieć.

Wiktor.

Ten człowiek w czepku się urodził — a mnie...

P. Jowialski.

Tak to zawsze. Jednemu szydła golą, drugiemu i brzytwy nie chcą.

Ludmir.

I Helena będzie moją.

Janusz.

O, za pozwoleniem...

Helena.

Tak jest, dusze nasze zrozumiały się od pierwszego dotknięcia. Rodzice zezwalają na uzupełnienie ich światowego szczęścia.

Janusz (do Szambelanowéj).

Mościa Dobrodziejko, to może jakie oszukaństwo.

P. Jowialski (na stronie).

O, długo pokuka, kto babę oszuka.