Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/245

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    Ledwie się strzepnął i skarbem nabytym
    Łzy ocierając, powąchał go przytém,
    Biegnie ze szkoły wygłodniały żaczek:
    „Stój! krzyczy — nie jedz, odkupię przysmaczek.“
    Mądryś! odpowie właściciel kiełbasy,
    Dopiero za nią dostałem trzy basy.
    — Dajże mi pięć, a daj ją zjeść.
    Targ w targ, wyrzepił mu sześć,
    I dał
    Co miał.
    Grosz na groszu — lichwa czysta,
    Jednak kapitalista
    Rozważywszy sobie,
    Coś się w głowę skrobie. —
    Nie tylko to szkolne żaki,
    Biorą z handlów skutek taki
    Często
    Gęsto
    Los szalony,
    Gdy z rachubą pójdzie w tuzy,
    Stratą — plony;
    Zyskiem — guzy.

    P. Jowialska.

    O dla Boga! guzy! co też ten pan Jowialski daléj nie wymyśli.

    Ludmir.

    No, teraz kolej na ciebie, Och i Mistrzu! Co umiesz? tańczyć — śpiewać? co? — Pan zakazuje w swojém państwie smutku — kto dobrowolnie nie zechce być wesołym, będzie do tego przymuszony.

    Janusz.

    Ja nic nie umiem.