Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Janusz.

W ręku pani Szambelanowej szczęście moje.

Szambelanowa.

W całej rodzinie Jowialskich za grosz rozsądku, to jest rzeczą dowiedzioną i lubo mi nie chcą wierzyć, ja im zawsze powtarzam. Bo ja każdemu prawdę lubię powiedzieć powoli, grzecznie i wyraźnie. — Stary Jowialski nie pyta się co się dzieje, jak się dzieje w domu, byle tylko miał kogo, coby słuchał jego przysłów, bajek i dykteryjek. W jego ręku jednak majątek. — C’est la chose.

Janusz.

Bardzo mnie lubi.

Szambelanowa.

Co on lubi! jesteś wesoły, siadaj; jesteś smutny, idź za drzwi. — Stara zaś Jowialska, jestto tylko cień swojego najukochańszego małżonka; na nic nie ma już czucia i myśli, tylko na dowcipne słowa swojego bożyszcza, z których śmieje się od lat pięćdziesięciu po dziesięć godzin na dzień. — Cest une misère!

Ludmir (na stronie).

Ho ho! tu są charaktery.

Szambelanowa.

Mój mąż dobre stworzenie, ciele, głupkowaty — bez żadnego zdania i dla tego poszłam za niego po nieszczęśliwym przypadku mojego pierwszego męża ś. p. Jenerał-Majora Tuza. Nie wiem czy słyszałeś o przypadku, jakim utonął? Vous savez?

Janusz.

Słyszałem, słyszałem, Mościa Dobrodziejko.