Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/264

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Zgasić jakąbądź wiarę, jeżeli w nim tleje,
    I wyrwać z jego łona ostatnią nadzieję,
    To staje ci się ulgą... to twój umysł budzi.
    Tak w tym smutku nie stronisz, ale ścigasz ludzi.

    Astolf.

    Czemuż mnie to wyrzucasz... Niech ci los zda sprawę,
    Dla czego moje serce tak gorzkie, tak krwawe.
    I mnie w Arkadyi pierwszy dzień zabłysnął,
    I mnie natura radość w życiu
    Zaprzysięgła przy powiciu,
    I mnie w Arkadyi pierwszy dzień zabłysnął,
    Jednak łzy tylko czas rączy wycisnął[1].

    Czesław.

    Któż tego z boskim wieszczem powtórzyć nie może!
    Komuż choć raz nie błysły piękne życia zorze,
    Któż nie doznał nadziei, i któż jej nie tracił!
    Ach, któż uśmiech przelotny łzami nie opłacił!...
    I ja się w świat rzuciłem, jak w matki objęcie,
    Na tyle szczęścia, zrazu słabem miał pojęcie,
    Miłość, czynność, uczciwość, żebrząc podawałem,
    Lecz mnie nie zrozumiano. Czynnego z zapałem
    Zimny przyjął rachunek... ufnego zdradzili...
    Kochającego, w krótkiej zapomniano chwili...
    Odparte wszelkie czucie w sercu tylko wrzało...
    Wygorzało nareszcie... śladu nie zostało.

    (spokojniej)

    Sam więc bez towarzyszów idę w dalszą drogę,
    Stronię ludzi, bo z nimi zgodzić się nie nie mogę,
    Nie kocham, nie szacuję, lecz nie nawidzę.

    Astolf.

    Dla mnie nienawiść mało, ja się nimi brzydzę:

    1. Schiller, Resignation.