Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Radost (kłaniając się).

Dziękuję.

Zdzisław (skłaniając głowę).

Niema za co.

Radost (na stronie).

Wszakcito Zdzisław! O, ladaco!
Co on tu robi?

Zdzisław (na stronie).

Któż to?

Radost (na stronie).

O tej porze.

Zdzisław (na stronie).

Jedno straszydło po drugiém wyłazi.

Radost (na stronie).

Nie poznał mnie.

Zdzisław (na stronie).

Hm! szpieg może.

(niby do siebie głośno)

Niechże mi się nie narazi,
Ja mu teraz szczérze radzę,
Bo, na poczciwość, przez mur go przesadzę.

Radost (na stronie).

Grozi, grozi, nic nie szkodzi;
Nie takby on zaraz śpiewał,
Gdyby się postrzegł, albo się spodziewał,
Że tu stoi obok stryja.
Dobrze... niech się jeszcze zwodzi,
Mnie to wszystko dziwnie sprzyja:
Poznam i zamiar i sposób myślenia.

Zdzisław (na stronie).

Do mnie wysłany... niema i wątpienia...
Szpieg poczciwy! szpieg Orgona!
Ale poczekaj! nieźle ucieszysz patrona: