Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/128

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Więziłby nas do woli... wszak strata prawdziwa?
    Gdy teraz, najbliższego z dniem doszedłszy dworu,
    Wszystko łatwo wyjaśnim bez skazy honoru,
    I tylko przygód śmieszne wspomnienie zostanie.

    Burmistrz.

    Bardzo śmieszne.

    Karol.

    A zwłaszcza to nasze spotkanie
    I burmistrza w szlafroku podróż mimo chęci,
    Warte są dwóch rozdziałów, warte żyć w pamięci.

    Burmistrz.

    Są przeklęte, wszeteczne; tém wszystkiém się brzydzę.

    Karol.

    Bądź zdrów!

    Burmistrz.

    Co? jakto bądź zdrów?

    Karol.

    Jęków nienawidzę.
    Idź zatem w swoję stronę a ja pójdę w swoję.

    Burmistrz.

    To być nie może

    Karol.

    Czemu?

    Burmistrz.

    Bo się zostać boję.
    Pełno wilków i lisów włóczy się po borze,
    Człowiek nie jest bezpiecznym, życie stracić może.
    A jak zginę...

    Karol.

    I cóż ztąd?

    Burmistrz.

    Piękne zapytanie!

    Karol.

    Niewdzięcznych nie chcę bronić.