Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/127

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    AKT II.
    (Las; księżyc świeci. Po lewej i po prawej na przodzie sceny drzewo).





    SCENA I.
    Karol, Burmistrz
    (przychodzą, duże kije w ręku).
    Karol.

    Brawo, wyszliśmy przecie na ubitą drogę.

    Burmistrz.

    Ach, muszę trochę spocząć, dalej iść nie mogę.
    Co za ból!

    Karol.

    Nie mnie winuj, ale twój brzuch raczej;
    Powiedzże sam, czy mogłem postąpić inaczej?
    Kiedyś uwiązł w okienku i zaczął się dławić,
    Musiałem tęgo ciągnąć lub w dziurze zostawić.

    Burmistrz.

    Wolałbym pewnie zostać, jak z takiej pomocy
    Kulawy i zdrapany, włóczyć się po nocy.

    Karol.

    Tak, prawda; wielka szkoda, żeśmy uszli oba;
    O, jakże pełna chluby czekała nas doba!
    Prowadzeni od chłopów, jak podłe hultaje,
    Bylibyśmy ciekawych zabawiali zgraje,
    I jaki burmistrz, głupi, jakto czasem bywa,