Ta strona została uwierzytelniona.
(Jakiś czas cicho chodzą; nareszcie Burmistrz bojąc się, aby do światła go nie zobaczyli, na rękach się czołgając umyka się przed Michałem; ale tyłem wsuwa się pod nogi Małgorzaty. Ta mu na krzyże upada i chwyta go za szyję; on się zrywa i tak z nią wiszącą chce uciekać).
Burmistrz.
Ach!
Małgorzata.
Ach!
Michał.
(w głąb uciekając wrzeszczy z całego gardła ze strachu).
Stój! trzymaj go! stój!
Małgorzata.
Niesie mnie, dla Boga!
Burmistrz.
Ciszej no, ciszej! pocóż ten hałas, ta trwoga!
Uspokój się i słuchaj.
Małgorzata.
Co słyszę? ta mowa...
Burmistrz.
To ja.
Małgorzata.
Pan Burmistrz!
Burmistrz.
Ja, ja.
Małgorzata.
Ale...
Burmistrz.
Ani słowa!
Małgorzata.
Dobrze, ale bo jednak...