Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przeciw sobie, ale działajmy otwarcie. Otwarcie, jak ludzie honoru; ale nie jak węże, do stu paraliżów, jak węże! Komuż, komuż teraz wierzyć? Tak go kochałem! chciałem podzielić się majątkiem, życiem byłbym się podzielił. Ach to boli, boli; ale kwita z przyjaźni, kwita, paniczu: adjutanta mi nie trzeba.





SCENA X.
Major, Kapelan.


Major.

Dobrze że i Waćpan przyszedłeś.

Kapelan.

Szukam cię także.

Major.

Cośto Waćpan przed kobiétami na mnie nagadał? Domyślam się co... ale to potwarz... i co tobie w to się mieszać? Powiedziałeś dwa tysiące razy: nie uchodzi, nie uchodzi, i zrobiłeś swoję powinność; a ja powiadam: uchodzi, uchodzi i uchodzi, i zrobię co mi się dobrém zdawać będzie. Ale tajemnie wdawać się z kobiétami, plotki na mnie robić... tego się prawdziwie nie spodziewałem...

Kapelan.

Ale Majorze, Majorze, co ty mówisz, co ty mówisz?

Major.

Siebie się spytaj: co ja mówił, co ja mówił? Namowy z Porucznikiem, spiski, wykradzenie; przystoi to na stan Waćpana? fe! wstydź się. Gdyby dawny towarzysz mnie to powiedział, co ja teraz mówię Waćpanu, tobym się na pierwszém drzewie