Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że nigdy taktu nie chybi? Czyż nie maluje, tak, że jej kwiatek wszystkich zwodził, i że Pan Sędzia chcąc powąchać, nosem go zmazał?

Aniela.

To Pan Referendarz.

Dyndalska.

Ależ Pan Sędzia, mój aniołku!

Orgonowa.

Cicho, cicho Dyndalsiu; nie trzeba jej w oczy chwalić, ona sama pokaże, co umie.

Aniela (do Majora).

Jakże ci się podoba?

Dyndalska
(szturchając ją łokciem).

Cożto za pytanie!

Aniela.

Nie dasz mi mówić, kochana siostruniu.

Dyndalska.

Bo mówisz bez sensu, moja duszko.

Orgonowa.

Cicho, cicho siostruniu. (do Majora) Któż są ci Panowie?

Major.

Rotmistrz Sławomir. W szkołach jeszcze przyjaźń nas złączyła; razem wdzieliśmy mundur, razem go nosili i razem może w jednej złożym go mogile. — Nasz poczciwy Kapelan, także dawny towarzysz, prawdziwy przyjaciel ludzi; wiele robi, mało mówi, naśladować go należy. — To, mój Edmund, już wam po części znany z mojego listu. W jednej nieszczęsnej utarczce, kiedy każdy o sobie tylko myślał a ja raniony pod ubitym leżałem koniem, on mnie szukał, postrzegł, zebrał kilku walecznych, natarł na nieprzyjaciół i osłonił własnemi piersiami; cofał