Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Astolf (po krótkiém milczeniu).

Eh bien?


Radost,
(na te francuzkie słowa podnosi głowę i podrygując wraca do dawnej przesadnej postawy).

A, charmant, charmant!


Astolf.

Bajek słuchać miło;
Lecz podobno na spacer miały jechać damy.
Jedźmyż...

(do Zdzisława)

Za pozwoleniem... jeśli jechać mamy.

(Wszyscy się ruszają, Radost i Astolf ku przeciwnym drzwiom. Damy wychodzą,)


Radost (wywołując).

Jakubie!


Astolf (podobnież).

Etienne! Daj tu mego kapelusza...

(obracając się ku Zdzisławowi poprawia się)

Mój kapelusz... przepraszam.


Zdzisław.

Nikt się nie obrusza.


Astolf.

Jednakże cię przepraszam; prawdziwie się boję,
Boś gotów na mnie strzelić za polszczyznę moję.

(Zdzisław wzrusza ramionami)


Radost.

Allons! stary, ruszaj się!

(Jakub, Etienne przynoszą kapelusze)


Jakub.

Ta idę, tfy!


Radost

Żwawo!

(głaszcząc go po łysinie i śmiejąc się)

Czubka niema?

(damy wracają)