Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I ta twarz, oko szczere i tak piękne razem,
Miałyżby nie być prawym jej duszy obrazem?




SCENA  IV.
Lubomir, Major.


Lubomir.

Ach Majorze!


Major.

Wiem wszystko; Geldhab z tobą kręci,
Dodam ja mu cokolwiek obietnic pamięci!
Tam do licha!... aż zadrży... aż mu włos powstanie!
Bo ja lubię każdemu przełożyć me zdanie
Grzecznie, ładnie... a Flora byłaże ci rada?


Lubomir.

Jeszcze z nią nie mówiłem; lecz ojciec powiada...


Major.

Temu nie wierz, on kłamie i zawsze i wszędzie,
Bo jeśli Florka stałą, to inaczej będzie;
Książęta nie Książęta (wskazuje na broń)
tędy przejdą wprzódy.


Lubomir.

Florka mnie kocha pewnie, lat tylu dowody...


Major.

Fraszki! niech cię nadzieja zawczesna nie mami:
Kobiety, przyjacielu, mówiąc między nami,
Jestto piękny twór Boga, ale bardzo słaby;
Okazałość dla kobiet wielkie ma powaby.
Żądza pochwał, odmiany i znaczenia w świecie,
Często najszlachetniejsze w nich czucia przygniecie.
Są, które przyznać trzeba, z przyrodzenia ręki
Wzięły gruntowne cnoty, rozsądek i wdzięki,