Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   55   —

— Nie mów pan tego!
— Przeciwnie, głośno to powiem.
— Jeżeli zechcesz mówić pan głośno o tem, będę zmuszony zobowiązać pana do milczenia.
— Dość tego, panie d‘Artagnan!... — odpowiedział Fouquet ozięble. — Nie darmo masz opinję człowieka dowcipnego, ale ze mną wszystko to niepotrzebne. Prosto do rzeczy! Bądź łaskaw! powiedz, za co mnie aresztujesz?
— O!... nie wiem, co ekscelencja, zrobiłeś, i ja pana nie aresztuję... dzisiaj...
— Dzisiaj — rzekł Fouquet, blednąc — ale jutro!
— Kto może przewidzieć, co się stanie jutro!
— Nie traćmy więc czasu!... kapitanie!... pozwól mi mówić z panem d‘Herblay.
— Niestety!... to jest niepodobieństwem, ekscelencjo!... Mam rozkaz wzbronić panu rozmowy z kimkolwiekbądź.
— Nawet z panem d‘Herblay, twoim przyjacielem, kapitanie?
— Czy przypadkiem pan d‘Herblay nie jest jedynym, z którymbym, ekscelencjo, powinien wzbronić rozmowy?
Fouquet zaczerwienił się i, zdając się na los, rzekł:
— Masz Pan słuszność!.. odbieram naukę, której nie powinienem był wywołać. Człowiek upadły nie ma prawa nawet żądać pomocy od tych, którym los zapewnił, a tembardziej od tych, którym nie miał szczęścia żadnej wyświadczyć przysługi. Pan zawsze byłeś ze mną w dobrych stosunkach, w stosunkach, jakie przystają człowiekowi, przeznaczonemu do uwięzienia mię. Pan nigdy niczego ode mnie nie zażądałeś.
— Ekscelencjo — rzekł d‘Artagnan, dotknięty tą wymowną i szlachetną boleścią — chciej mi dać słowo honoru, ze nie opuścisz tego pokoju?
— Na cóż to, kiedy pan mię pilnujesz? Czy lękasz się, abym nie walczył przeciw najodważniejszemu ze wszystkich!
— Nie o to tu idzie, ekscelencjo, tylko o to, że ja pójdę poszukać pana d‘Herblay, a pan zostaniesz w takim razie sam jeden.