Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   181   —

— Niech będzie, jak żądasz, panie Fouquet. Uwalniam cię na jutro, przyśle mojego doktora i spodziewam się, że odzyskasz zdrowie.
— Dziękuję — rzekł Fouquet z głębokim ukłonem.
Następnie dodał:
— Czy będę miał szczęście odprowadzenia mojego króla do Belle-Isle, do mnie?
I patrzył prosto na Ludwika, ażeby osądzić, jakie wrażenie uczyni podobna propozycja.
Król znów poczerwieniał.
— Czy wiesz, mój panie — odpowiedział starając się uśmiechnąć — żeś powiedział: Do Belle-Isle, do mnie?
— Prawda, tak powiedziałem, Najjaśniejszy Panie.
— Czy nie pamiętasz — ciągnął król wesoło — żeś mi Belle-Isle podarował?
— I to prawda, Najjaśniejszy Panie. Tylko ponieważ nie przyjąłeś wtedy, Wasza Królewska Mość, więc teraz pójdziesz i weźmiesz w swoje posiadanie...
— Bardzo tego pragnę.
— Widzę, że było to zamiarem nietylko moim lecz i Waszej Królewskiej Mości, i niewypowiedzianie szczęśliwym i dumnym się czuję, że król mój zabrał z sobą z Paryża całą straż przyboczną i masę wojska na ten uroczysty akt.
Król bąknął, iż nietylko dlatego zabrał swoich muszkieterów.
— O!... wierzę bardzo — rzekł Fouquet z żywością. — Wasza Królewska Mość zanadto jest pewnym, iż sam jeden przyjść może z laską w ręku i jednem skinieniem obalić fortyfikacje Belle-Isle.
— Do licha!... — zawołał król — nie chcę wcale niszczyć tych pięknych fortyfikacyj, których wystawienie musiało drogo kosztować... O nie!... niech trwają jak najdłużej na postrach Anglji i Holandji... Nie zgadniesz nigdy, panie Fouquet, co pragnę oglądać w Belle-Isle: otóż piękne tamtejsze mieszkanki, dziewczęta i kobiety z wybrzeży, co tak ładnie tańczą i są zachwycające w swoich czerwonych spódni-