Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   180   —

— Nie ulega wątpliwości — pomyślał — że już coś postanowił.
Głośno zaś odezwał się:
— Czy Wasza Królewska Mość wezwał mnie z powodu jakiej pracy?
— Nie, panie Fouquet, chciałem ci tylko udzielić jednej rady.
— Oczekuję zatem, Najjaśniejszy Panie.
— Odpocznij, panie Fouquet, nie nadużywaj sił swoich, po siedzenie rady nie będzie długiem a po zamknięciu go, pragnę, aby choć przez dwa tygodnie nie było mowy o interesach w całem mojem państwie.
Fouquet przygryzł usta i spuścił głowę.
— Czyż pana to gniewa, że możesz odpocząć?... — powiedział lekko król.
— Najjaśniejszy Panie, nie przywykłem do odpoczynku.
— Chory jesteś, powinieneś się ochraniać.
— Wasza Królewska Mość mówiłeś mi o mowie na jutro?
Król nie odpowiedział; zmieszało go to zapytanie. Fouquet zrozumiał ważność chwili. Czytał w oczach młodego króla, że, gdyby okazał nieufność, pogorszyłoby to sprawę.
— Jeżeli pozna, że się boję — pomyślał — to będzie już po mnie...
Król ze swej strony bał się właśnie nieufności Fouqueta.
— Czyżby się domyślił czego?... — szepnął do siebie.
— Jeżeli się teraz ostro odezwie — myślał dalej Fouquet — jeżeli uniesie się gniewem lub będzie tylko udawał gniew, aby mieć pretekst jakiś, nie będę miał wtedy sposobu wyjść cało z tej awantury. Starajmy się zamydlić mu oczy... Gourville miał rację...
— Najjaśniejszy Panie — odezwał się naraz — ponieważ dobroć twoja rozciąga pieczę nad zdrowiem mojem do tego stopnia, że uwalnia mnie od pracy, czy mogę mieć nadzieję, że będę wolnym od jutrzejszej rady? Użyłbym tego dnia na wypoczynek w łóżku, prosząc mojego króla, aby pozwolił swemu doktorowi zapisać jakie lekarstwo na tę przeklętą febrę.